Przez okna, skrzące blaskiem łun, jak się kołyszą zjaw gromady, przy opętańczym zgrzycie strun. Przez zmierzchłe dźwierze dziką zgrają, miast wdzięcznych Ech tłoczą się widma, które ziają. Nie uśmiech już, lecz śmiech
To niesamowite, że łabędzie nie wydają z siebie żadnych dźwięków, prócz syczenia. Prężą się jak dostojne, białe kobry, a rozpiętość ich skrzydeł to ponad dwa metry.